Jak obiecałam poście dotyczącym zawartości mojej kosmetyczki, dziś nieco więcej opowiem Wam o palecie Urban Decay Naked2.
W środku palety znajduje się 12 cieni (1,3 grama każdy), dwustronny pędzelek oraz lusterko, które jest bardzo duże i umożliwi nam bezproblemowe wykonanie makijażu w podróży. Cienie w Naked2 bardziej przypominają mi konsystencją i aplikacją cienie z MACa. Są bardziej zbite, świetnie napigmentowane, nie pylą oraz nie osypują się w trakcie aplikacji. Są też bardzo wydajne, z pewnością posłużą nam długi czas.
Opakowanie palety jest według mnie świetne. Obudowa została zrobiona z twardego metalu, który jest odporny na różnego rodzaju wgniecenia, a także odciski palców.
Opakowanie palety jest według mnie świetne. Obudowa została zrobiona z twardego metalu, który jest odporny na różnego rodzaju wgniecenia, a także odciski palców.
Niestety cienie mają również wadę, którą jest ich trwałość. Po ok 8 godzinach zaczynają blaknąć, a na sam koniec dnia są już praktycznie nie widoczne. Możliwe, że zbyt wiele od nich oczekiwałam, ale w końcu który makijaż wygląda nienagannie po całym dniu?
Jeszcze 1 dość sporą wadą jest cena. W sklepie online UrbanDecay można je kupić za 52£(ok. 260zł), w Sephorze były dostępne w cenie 189 zł, a na Allegro można je dostać już za 95 zł.
Warto też wspomnieć, że paleta Naked2 dedykowana jest przede wszystkim blondynkom. Brunetki powinny sięgnąć po pierwszą edycję Naked. Zawierają zdecydowanie więcej brązów i ciepłych odcieni, gdy w Naked2 znajdziemy głównie odcienie różu oraz szarość.
Dostępna jest już również wersja Naked3.
W kolejnych postach opowiem nieco więcej o marce Urban Decay oraz wachlarzu kosmetyków, jakie proponują.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz